niedziela, 27 maja 2012

Dzień Mamy

Dziś, a w sumie to już wczoraj był Dzień Matki. Jest to dzień bardzo specjalny, który według mnie powinien trwać cały rok. W końcu to są nasze Mamy. Należy Im się szacunek. Ogromny szacunek. To one starają się nas wychować, martwią i troszczą się o nas, tęsknią gdy się oddalimy, są z nas dumne gdy idziemy do przodu, pomagają rozwiązać problemy. Bardzo wiele im zawdzięczamy. Tak jak i swoim ojcom. Ale to nie w tym poście ;) Ciekawi mnie, jak wy spędzacie ten dzień? Ja co roku daję mamie jakiś drobny prezent, bo liczy się gest, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze to pomóc jej w codziennych obowiązkach, których nigdy nie wykonujemy, uśmiech i miły ton przez cały ten dzień. No i nie zapomnijmy o dwóch słowach, prostych lecz często trudnych do wypowiedzenia. Jakie to słowa? Dobrze wiecie jakie: KOCHAM CIĘ. A można dodać i to trzecie: KOCHAM CIĘ MAMO! Te wyrazy dają wiele szczęścia. Ja ten dzień spędziłam w dość dziwny sposób. A mianowicie gdzieś koło 7.00 rano okazało się, że moja mama musi iść dzisiaj do pracy. Szkoda, miała mieć wolne... Mama wstała i poszła. Ja nieprzytomnie przewróciłam się na drugi bok i spałam smacznie dalej. Choć gdybym mogła poszłabym za mamę, żeby odpoczęła. Dalej. Wstałam o 9.34 obudzona przez tatę rozmawiającego z babcią. I olśniło mnie. Pójdę poszukać prezentu. Dziwne, że dopiero w Dzień Mamy? Może i tak. Ale wcześniej ustaliliśmy z bratem, że damy mamie prezent jak spotkamy sie wszyscy razem (brat mieszka w Polsce). Mama się zgodziła. No ale dzisiaj rano pomyślałam: " No jak to tak? Taki wyjątkowy dzień a mama ma nic nie dostać? Przecież to ważne!". Po dziesięciu minutach byłam już na mieście. Kupiłam mamie łańcuszek. Śliczny łańcuszek. Pani w sklepie ślicznie go zapakowała. W drodze powrotnej do domu, wstąpiłam do marketu. Kupiłam bitą śmietanę i jagody. Poprosiłam też tatę, żeby kupił po południu jakieś droższe, kilkuletnie wino dla mamy. Mama wróciła z pracy koło 12.30, nie czekałam i dałam jej prezent od razu. Otwiera łańcuszek i... okazało się, że ma zepsute zapięcie. Poszłam wymienić. Okazało się, że jest za krótki, więc mama stwierdziła, że ona mi powie jak znajdzie odpowiedni, a ten jest dla mnie na imieniny, które miałam 24 maja ;) Wino. Wino okazało się strzałem w dziesiątkę. No może w siódemkę. Kupując wino włoskie, z pułki z napisem: Wino słodkie, dojrzałe nie mogłam wiedzieć, że okaże się wytrawnym. W końcu było napisane SŁODKIE. Ale smakuje, a to się liczy ;) Do tego deser z bitą śmietaną i jagodami. Trochę sprzątania i uśmiech. Resztę dnia spędziliśmy bardzo pozytywnie. A wy?

PS
KOCHAM CIĘ MAMO (choć o tym już wiesz ;))
I kwiaty ;)





sobota, 26 maja 2012

Kermis - objazdowe wesołe miasteczko

Kermis to jedna z rozrywek Holandii. Gdy tylko kończy się zima po Holandii wyrusza objazdowe wesołe miasteczko. Kermis przyjeżdża do większych, jak i do mniejszych miast holenderskich. W zależności od wielkości miasta, miasteczko jest małe (kilka karuzel) lub ogromne. Ja, mam tę okazję, że w moim małym miasteczku, tuż pod moimi oknami owe miasteczko pojawiło się dwa dni temu. Dzisiaj wszystko ruszyło. Ludzie szaleją, wydają kasę, uprawiają hazard. Jest bardzo wesoło i sympatycznie. Atrakcji, jak na takie małe miasteczko jak Drunen, jest w miarę. Kilka z nich jest na prawdę świetnych. Wyglądają jak każda inna, dla dzieci, ale na te, dzieci nie wchodzą. Niektórzy ledwo z nich schodzą ;) Podoba mi się to. Jest pozytywnie.
Jednak to jeszcze nic. Corocznie, w pobliskiej miejscowości Tilburg, w czasie wakacji pojawia się jedno z największych objazdowych miasteczek. Jest ogromne, bo rozciąga się w sumie po wszystkich ulicach centrum Tilburga. Cały dzień to zbyt mało żeby wszystko obejść. Podobno większość Holendrów zbiera pieniądze przez cały rok by potem szaleć na atrakcjach kermisu. Poza samymi karuzelami i rollercoasterami możemy znaleźć kolorowe budki w których kupimy różne pyszne specjały takie jak np. jabłka w czerwonym lukrze, lizaki 'pałki' wielkości średniej gałęzi o różnych smakach, pączki z rumem, rodzynkami, migdałami, owoce we wszelkich kombinacjach: w czekoladzie, w lukrze itp. To wszystko sprawia, że każdy chce to zobaczyć ;) I muszę powiedzieć, że jest to tego godne. Polecam wszystkim. A oto kilka zdjęć ;)











piątek, 25 maja 2012

Pogorszenie

Ostatnio nie dodawałam tego, co jest głównym tematem tego bloga, czyli moich prac, tak więc...

Pony:


Kubuś Puchatek:


I trochę szybkiego komiksu:




     Dawno nie pisałam... no tak. Ale to wszystko przez czysty brak czasu. Ostatnio mam go coraz mniej, bo dużo się dzieje. Ciągle biegam, załatwiam. Jak nie szkoła, to jakieś problemy, jak nie problemy- to szkoła. Wiecznie coś. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma nawet kiedy porysować, czy nawet poczytać książkę... Zmieńmy temat. Więc...
     W zeszłym tygodniu miałam wolne już od czwartku (na szczęście), więc pojechaliśmy z rodzicami do Polski :) Zabraliśmy też mojego przyjaciela (pozdro Kajtuś :P), który w Polsce mieszka 20 km ode mnie. Podczas pobytu również dużo się działo. Nowe okulary, odwiedziny w starej szkole, spotkania ze znajomymi, kręgle itp. To też strasznie szybko, ale i przyjemnie zleciał mi czas w Polsce.
     Dzisiaj jest piątek. Standard - zaczyna się weekend. Na szczęście w Holandii poniedziałek jest wolny. Czas na odpoczynek. Wymarzony słodki odpoczynek. Szkoda, że to tylko trzy dni, no ale lepsze to niż nic.
     Przychodzę ze szkoły, cisza. Odpoczywam. Nie trwa to długo. Od dwóch dni, dokładnie pod moimi oknami rozkładają wesołe miasteczko. Takie przejezdne. Hałas, krzyki, uderzenia. Zaraz zostanie otwarte, trzeba tylko dopiąć wszystko na ostatni guzik, latają, sprzątają, dokręcają ostatnie śrubki. 16:00 wszystko ruszyło. Koniec spokoju... Karuzele poszły, muzyka na full, nie słyszę telewizora. Chwila namysłu. Co będę leżeć, gdy za oknem szaleją? Może by tak wyjść i się rozerwać? Czemu nie? Zaraz pójdę.

A jak wy spędzacie weekendy? Jakieś pomysły?

PS
Dorzucam zdjęcie. Zwykłe zdjęcie. Ale może być ciekawe. Tak. To ja.



Nadal pozostanę tajemniczą...